Nasz Kościół, nr 202 (06.10.2013r)

ROZWAŻANIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza:

Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna. Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: Pójdź i siądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać.

Kiedy Apostołowie prosili Chrystusa: „Przymnóż nam wiary”, to prawdopodobnie nie wiedzieli, o co prosili. I to chyba chciał im uświadomić Jezus – jak wielką moc mogą otrzymać do swej dyspozycji. (…) W tym życiu i drodze, czynnikiem najważniejszym jest właśnie wiara. To dzięki niej możemy przebyć dystans nieporównanie większy i bardziej nieprawdopodobny, niż z parku na środek morza. Albowiem przepaści między doczesnością, a wiecznością nie da się pokonać w żaden dostępny człowiekowi sposób. Tylko Bóg może nas tam przenieść. O tym cudzie myślał Jezus, ale by się on urzeczywistnił, trzeba wiary o wiele większej niż ziarnko gorczycy. I to wiary właściwie rozumianej. Zauważmy, że Jezus nawet u Apostołów nie znalazł takiej wiary. Chociaż przebywali oni z Nim na stałe, słuchali Jego nauk, byli świadkami Jego cudów – nie wystarczyło to jednak nawet na jedno ziarenko wiary. W porównaniu z nimi, my bylibyśmy zupełnie bez szans. A więc widocznie nie o taką wiarę chodzi, bo nikogo nie byłoby na nią stać. Nie ma być ona naturalnym osiągnięciem czy zasługą człowieka, lecz darem Bożym. Dopiero po Zesłaniu Ducha Świętego stała się ona udziałem Apostołów. I na takiej samej zasadzie może być naszym udziałem. Bóg daje ją każdemu, kto chce. Ale trzeba wyraźnie Bogu okazać swoją wolę przyjęcia daru wiary. Po prostu, człowiek musi zadecydować, że chce wiary, że potrzebuje Boga i Jego daru. Pierwszy impuls pochodzi zawsze od Boga i jest udziałem każdego, komu tylko przyjdzie do głowy choćby cień myśli o Bogu. Decydujące znaczenie ma wtedy nasza reakcja: jeśli odpowiemy pozytywnie, rozpocznie się proces przymnażania wiary; jeśli człowiek swoją decyzją odrzuci Boży dar, wtedy łaska wiary zmarnuje się, jak ziarno, które pada na skałę. I dlatego człowiek ponosi odpowiedzialność za to, co zrobi z darem wiary: wykorzysta go czy zmarnuje. Jeśli wykorzysta, i to pierwsze ziarenko wiary zakorzeni się w jego sercu, rozpoczyna się proces ugruntowania i wzrostu wiary. W procesie tym najważniejsza jest modlitwa. (…) Wejście na tę drogę pomnażania wiary jest obowiązkiem każdego wierzącego. W przeciwnym razie wiara – pozbawiona wzrostu i rozwoju – staje się martwa. Niestety, wielu chrześcijan trwa w stagnacji, poprzestając w zasadzie tylko na chrzcie i formalnych, pobożnościowych gestach. W dodatku wydaje się im, że to bardzo dużo, że i tak robią Panu Bogu wielką łaskę, że Bóg ani Kościół nie mają prawa wymagać niczego więcej, tylko cieszyć się z tego, co jest. A może i my należymy do ich liczby? Może i nam wydaje się, że to Pan Bóg powinien biegać koło nas i dostosować się do naszych życzeń i rozmaitych „ale”, że to my możemy dyktować warunki, a Pan Bóg ma je spełnić, jeśli Mu na nas zależy? Warto się zastanowić, kto w naszym życiu jest ważniejszy: moje „ja” czy Bóg? Od tego zależy wszystko.

 

PODRÓŻ ZA JEDEN UŚMIECH

Spacerując czy goniąc za czymś konkretnym, napotykamy co dzień przedmioty, wydarzenia, krajobrazy, dźwięki, zapachy, smaki. Wiele z nich w ogóle umyka naszej uwadze bądź szybko ustępuje miejsca nowym, ważniejszym doznaniom. Podobnie bywa z ludźmi, obok których przechodzimy, nie patrząc im nawet w twarz. Bowiem twarz drugiego zobowiązuje, często czyni nas wręcz współwinnymi czyjejś krzywdy. Twarz to coś więcej niż wygląd czy maska. To bliźni.

Co łaska

Znamy to bardzo dobrze. Sytuacje niemal każdego dnia, w których ktoś wyciąga rękę o pomoc, a my nie za bardzo wiemy, co zrobić. Dać ponieść się empatycznym odczuciom czy raczej rozsądkowi, który podpowiada, że nie zawsze zamiary tych proszących są szczere i prawdziwe? Coś w nas woła przecież o to, że trzeba być człowiekiem, a jednocześnie zdajemy sobie sprawę, bo uczy nas tego doświadczenie, że naiwność nie popłaca. Ba, wyrachowanie wielu akwizytorów ludzkich krzywd i bied coraz częściej szyte jest tak grubymi nićmi, że na ich oferty mogą sobie pozwolić co najwyżej tylko bezkrytyczni bądź wielce zamożni współcześni samarytanie. Oni przecież, nawet mając gest, i tak właściwie nic nie tracą. „Wspomóż, bracie! Zbieram na kaca”. „Nie będę pana oszukiwał, dorzuć się pan na piwo!” Dorzucić się zatem czy nie?

Kopciuszek kontra popkultura

„Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli” (Łk 10,30). Mówi się, że żyjemy w dziwnym świecie, w którym ci najbardziej potrzebujący pomocy często w ogóle o nią głośno nie wołają. Natomiast ci, którzy mogliby sobie sami świetnie dać radę, mają tupet zaczepiać nas niemal na każdym rogu centrów miast, wyciągając ręce po wsparcie. Łatwo zatem dojść do przekonania, że ryzyko bycia ewangelicznym inwestorem jest zbyt wielkie, bo że nieopłacalne – to rozumie się samo przez się. „Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął” (Łk 10,31-32).

Zainfekowani i jeden odporny

W chrześcijaństwie od wieków chrzczono to, co pogańskie. Ale nie wszystko dało się ochrzcić. Sporo również z tego pogaństwa pozostało w samych chrześcijanach. Jakbyśmy przejęli metody tych, z którymi „walczyliśmy” bądź nadal „walczymy”. Bałwochwalstwem trącą nadal nasze kalkulacje i wojenki z tymi pozostającymi poza, obok czy nawet wbrew jedynemu i świętemu Kościołowi. Powody i argumenty oczywiście są i najczęściej nie są nawet takie głupie czy bezpodstawne. Tylko czy nam tak wolno? „Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go” (Łk 10,33-34). Gdzie zatem owe kalkulacje? Może kapłan i lewita faktycznie wiedzieli więcej? Może bezsprzeczną winą skatowanego nieznajomego były niezapłacone faktury, jakieś rodzinne porachunki? Może wcale nie był on taki biedny? Może mu się należało? Bo sam sobie na taki los zasłużył.

Ciekawy przypadek

Ale nie tego uczy nas owa ewangeliczna przypowieść. Nie tak zatem myśli Chrystus. Wybrzmi przecież za moment owe: „Idź, i ty czyń podobnie!” (Łk 10,37). Co innego faryzeusze. Oni zawsze chcą być pewni, że na inwestycji nie tylko nie stracą, ale więcej – pomnożą majątki i prestiż. Nie, nie chodzi wcale o to, że nie mamy prawa szukać pewności i słuszności naszego altruizmu ani o to, by finansowaniem kolejnych trunków skacowanym wagabundom uspokajać własne sumienia. Istotne jest bardziej to, by nie przejść, jak pierwsi dwaj idący tą samą drogą, „przypadkiem” obok człowieka w potrzebie. Człowiek staje się bliźnim bez przypadku. Bliźniego przypadkiem się nie spotka, ot w tym rzecz. Można spotkać człowieka, ale nie bliźniego. „Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” (Łk 10,36). „Ten, który mu okazał miłosierdzie” (Łk 10,37). Każde dobro ma w sobie coś z heroizmu. Nie jest przypadkowe. Dlatego czasem trzeba zrobić coś doprawdy nieludzkiego, coś więcej niż zwyczajnie czyni człowiek, by naprawdę stać się człowiekiem, więcej – by stać się bliźnim.

Feniks z popiołów

Może zatem wcale nie trzeba aż tak kalkulować, sprawdzać, wymagać wyjaśnień? Może czasem lepiej „zgrzeszyć” naiwnym miłosierdziem niż zupełnym jego brakiem? Czy nie lepiej po prostu odpuścić, zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja sięga kresu, kiedy zagraża koniec, sama śmierć? Podać papierosa umierającemu na raka płuc? I nawet stracić, by pozyskać brata. „Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał»” (Łk 10,35). Znamy coraz bardziej wyrafinowane sposoby zgładzenia ludzi. Często można zabić drugiego człowieka, nawet go nie dotykając. Ale – jak uczy Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – nie można mu pomóc ani go uratować bez pobrudzenia sobie rąk.

 

ZAPOWIEDZI PRZEDŚLUBNE

  • Katarzyna Karolina Podsiadło, panna z naszej parafii i Adam Jacek Wawer, kawaler z parafii pw. bł. Honorata Koźmińskiego w Grodźcu
ZAŚLUBIENI
  • Ewelina Anna Kula i Grzegorz Łukasz Warmuz
  • Katarzyna Barbara Sroka i Marek Jacek Wyrzycki
ZMARLI
  • Genowefa Jakubczyk
ŻYCZENIA
Wszystkim obchodzącym w najbliższym tygodniu imieniny i rocznice urodzin oraz rocznice zawarcia sakramentu małżeństwa, życzymy szczególnego błogosławieństwa Bożego, opieki Matki Bożej, potrzebnych łask i wstawiennictwa św. Patronów

Życzy Redakcja „NK”

Redakcja: Anna Niziurska, Joanna Stępień, Jadwiga i Jerzy Wieczorek, Katarzyna Borowiec, Ks. Piotr Pilśniak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Życzenia, artkuły oraz wiersze można przysyłać pocztą elektroniczną na adres NK.
Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzenia korekty nadesłanych tekstów.
Nr konta parafii: 42 2490 0005 0000 4500 3360 5563

"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi"