Nasz Kościół, nr 556 (19.07.2020r)

ROZWAŻANIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza

Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? Odpowiedział im: Nieprzyjazny człowiek to sprawił. Rzekli mu słudzy: Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go? A on im odrzekł: Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza. (…) Mt 13,24-43

Dzisiejsza ewangelia opowiada o człowieku, który zasiał dobre nasienie, zagłuszone przez chwast. Prawdopodobnie Jezus, mówiąc o chwaście, miał na myśli życicę, której ziarna są bardzo podobne do ziaren pszenicy. Również w fazie wzrostu nie sposób rozróżnić jednej rośliny od drugiej. Dopiero kłosy pszenicy, które pojawiają się bezpośrednio przed żniwami, demaskują chwast. Użyte w tekście oryginalnym słowo zizanion (gr.) jest odpowiednikiem hebrajskiego zonin, określającego chwast i nawiązuje do innego hebrajskiego słowa zona, czyli nierządnica. Jedna z możliwych interpretacji tego fragmentu opiera się właśnie na przytoczonym chwilę wcześniej podobieństwie. Chwastem w oczach Bożych jest każda nasza niewierność, którą próbujemy zakamuflować, i która do momentu wydania owoców niczym nie różni się od właściwego postępowania.

kl. Piotr Lipca

 

MISJE W CZASIE PANDEMII

Kwarantanna w Peru została wprowadzona dnia 16 marca. W Iquitos łudziliśmy się, że może wirus do nas nie dotrze. Bo przecież to miasto w dżungli, trudno dostępne, do którego nie prowadzi ani jedna droga i dostać się można wyłącznie samolotem lub łodzią (tydzień rejsu z Pulcalpy). Nasze myślenie trzeba było szybko skorygować. Już 17 marca pojawił się pierwszy pacjent z wirusem. I to, co miało stać się dla nas obroną, stało się naszym największym problemem. Zostaliśmy całkowicie odcięci od środków medycznych i ochronnych, których cała produkcja i dystrybucja odbywa się w stolicy państwa - Limie. Co chwilę ukazywały się nowe zaostrzenia, począwszy od pojawienia się na ulicach wojska i całkowitych blokad dzielnic. By przejechać z jednego miejsca do drugiego, potrzebne jest pisemne pozwolenie od ministerstwa. Pojawiła się godzina policyjna. Wszystkim nie przestrzegającym zakazów rekwirowano pojazdy. Tak zapełnili wszystkie wolne miejsca i szybko zrezygnowali. Oczywiście motocarro i motorów nie zwrócono. Zakupy można zrobić jedynie od 6.00 do 10.00 rano, co spowodowało olbrzymie kolejki, zarówno do nielicznych otwartych sklepów (bo większość została zamknięta nie przez strach sprzedających przed wirusem, ale przez władze), jak i do banków, by odebrać zapomogę, którą ofiarowało państwo. Postanowiono więc jeszcze bardziej zaostrzyć kwarantannę. Wprowadzono podział: mężczyźni mogli wychodzić na ulice tylko w poniedziałki, środy i piątki, kobiety natomiast we wtorki, czwartki i soboty. Ale i to okazało się być mało wystarczające. Wydano zarządzenie, by robić zakupy tylko w poniedziałek, środę i piątek. Wszystko to sprawiło, że zamiast ubywać gromadzących się ludzi, pojawiały się coraz większe tłumy. Dla osób żyjących z dnia na dzień, bez grosza oszczędności, nie ma mowy o robieniu zapasów. Gromadzenie się tłumów spowodowało wybuch epidemii wirusa na nieobliczalną skalę. Bardzo szybko okazało się, że trzy respiratory na ok. 750 tysięcy mieszkańców, to zdecydowanie za mało. Szpitale zostały zapełnione w mgnieniu oka. Chorych spotkać można było już nie tylko na szpitalnych salach, ale i na korytarzach, leżących na materacach czy kartonach. Tam także trudno szukać wolnego miejsca. Rodziny i sami chorzy zaczęli więc przed szpitalami budować namioty z foli, by tam oczekiwać na pomoc. Kościoły udostępniły swe salki, a nawet jedną z kaplic zamieniono na szpital. Choć lekarze robili co mogli i tu nazywa się ich Aniołami, szybko i oni w większości zostali zarażeni. Choć chcieli pomagać, to nie było czym. Przyglądając się całej sytuacji tłumaczyłem klerykom, trochę żartując, że niestosowne jest prosić Boga, by zapobiegł, abyśmy się nie zarazili, bo to by było ,,zbyt dużo’’. Lepiej prosić go o w miarę spokojny przebieg choroby. Tak w czwartek, 7 maja, wieczorem, pojawiły się objawy u pierwszego z naszych kleryków. Rano chorych było już trzech. I z dnia na dzień zachorowaliśmy wszyscy. Oprócz dokuczliwym objawów, jak wysoka gorączka około 40 stopni (której w niektórych przypadkach nie mogliśmy zbić i trzeba było używać okładów z lodu, a rano okazywało się, że temperatura spadła do 35 stopni), dochodziły bóle mięśni i głowy, trudności z oddychaniem, suchy kaszel, utrata smaku. Nie pomagała także panika. Dniami i nocami wyznaczyliśmy dyżury, by co dwie godziny sprawdzać stan zdrowia, choć sami również nie czuliśmy się najlepiej. Termin wizyty u zaprzyjaźnionego księdza lekarza mieliśmy na poniedziałek. Robiliśmy co mogliśmy, korzystając z zapasów paracetamolu, rozdzielając go tylko tym, którzy już naprawdę potrzebowali, bo na regularne dawkowanie nie było wystarczającej ilości. W poniedziałek wsiedliśmy w nasz samochód, by udać się do lekarza na wyznaczoną godzinę. Wizyta była dla nas ogromnym przeżyciem, bo zobaczyliśmy tłumy ludzi, którzy szukają pomocy. Zobaczyliśmy też informację, że nie ma zapisów aż na pięć dni do przodu. Słyszeliśmy, jak lekarz tłumaczy, że tlen, który ma starsza pani, wystarczy tylko na cztery godziny, a potem musi szukać… Doświadczaliśmy kruchości życia. Przeraźliwy jest dźwięk taśmy klejącej, który oznacza, że ktoś zmarł, więc pakują ciało w dwa duże worki na odpady, bo kto by się zmieścił w jeden, i czeka go ostatnia podróż do wspólnej mogiły. Na nasze szczęście w niedzielę samolotem przyleciała nowa maszyna produkująca tlen i leki zakupione ze zbiórki zorganizowanej przez Kościół. Tak więc dostaliśmy wszystkie potrzebne nam lekarstwa. Powróciliśmy do seminarium z zaleceniem odpoczywania i nabierania sił na sobotę albo niedzielę, bo to według lekarza ma być moment kulminacyjny naszej choroby. Cieszą nas wszystkie informacje, które ukazują zjednoczenie ludzi, którzy już nie chcieli czekać na pomoc państwa i hojnie odpowiedzieli na zbiórki zorganizowane przez misjonarzy. Pomoże to w jakimś stopniu zminimalizować cierpienie i śmierć, która się panoszy. Informacje o zbiórkach, które zorganizował Kościół chyba spowodowały zawstydzenie wśród rządzących w Limie, bo ma ruszyć pomoc. Czytamy o tonach leków, które są przygotowywane do transportu, o stu lekarzach z Kuby, którzy już są ponoć w drodze. Ufamy, że nie będą to tylko kolejne obietnice. Patrząc na cierpienie wielu i ich potrzeby, to wydaje się, że na obecną chwilę, że to, czego my potrzebujemy, to odpoczynek, ufając w Boża Opiekę na kolejne dni. Jesteśmy młodzi, więc damy radę. Musimy. Tak wygląda sytuacja w mieście. Ale trzeba pamiętać, że dżungla peruwiańska, to nie tylko miasto. Jest mnóstwo wiosek. Tylko w niektórych są ośrodki medyczne, które nawet i gdy nie było wirusa, nie miały wiele, by nie powiedzieć - nic. Misjonarze wraz z władzami organizują się, by sami się zaopatrzyć się choćby w konieczne minimum. Wirus już wymknął się z Iquitos i zadamawia się w niektórych wioskach. Czy mogą liczyć na pomoc z Iquitos? Pewnie nie ma szans. Dzielę się tym, jak wygląda sytuacja u nas, zdając sobie sprawę, że i w Europie także nie jest łatwo. Szczęść Boże!

ks. Rafał Kipigroch, misjonarz

 

MODLITWA PRZED PODRÓŻĄ

Wszechmogący, wieczny Boże, otaczaj nas, podróżujących, Swoją opieką. Bądź nam w potrzebie pomocą, w drodze towarzyszem i pociechą, w przeciwnościach obroną, abyśmy za Twoim przewodnictwem, pod opieką Matki Najświętszej, św. Rafała Archanioła i św. Krzysztofa, pomyślnie dotarli do celu i szczęśliwie wrócili do naszych domów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

 

OCHRZCZENI

  • Izabela Iga Pasternak
  • Pola Maria Kozarska
  • Szymon Hubert Nowak

 

ZMARŁY

  • Wiesław Ptasik

 

Redakcja: Jadwiga i Jerzy Wieczorek, Grzegorz Pieńkowski, ks. Piotr Pilśniak

E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Życzenia, artkuły oraz wiersze można przysyłać pocztą elektroniczną na adres NK.

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzenia korekty nadesłanych tekstów.

Nr konta parafii: 42 2490 0005 0000 4500

"Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać".