Nasz Kościół, nr 138 (15.07.2012r)

ROZWAŻANIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Słowa Ewangelii według świętego Marka:

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien. I mówił do nich: Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

Chrystus gromadził wokół siebie ludzi chorych. On, który nazwał siebie życiem, był jak źródło uzdrawiające z wszelkich chorób i słabości. Ktokolwiek dotknął się Go z wiarą, wracał do sił. Wieloletnie choroby, kalectwa od urodzenia, znikały w spotkaniu z Jego Boską mocą.

Jezus mając na uwadze chorych na całym świecie, ustanowił specjalny sakrament. Przygotował uczniów do szafowania nim już wtedy, gdy w ramach praktyki wyruszali, by głosić nadejście królestwa Bożego. Św. Marek notuje: „Wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali”. Wszystkie sakramenty są znakiem obecności Jezusa w Kościele. On, Zmartwychwstały, jest z nami i działa równie skutecznie, jak to czynił na palestyńskiej ziemi. Trzeba wyłącznie wiary, by to spotkanie z Nim wydało w naszym życiu owoce.

Sakrament namaszczenia chorych został na przestrzeni wieków zapomniany, a nawet można powiedzieć odrzucony przez wiernych. Dokonało się to na skutek dodania do jego nazwy specjalnego określenia ostrzegającego przed zbyt częstym używaniem. Został nazwany „Ostatnim namaszczeniem”. Jezus nie ustanawiał sakramentu dla umierających, nie czynił również tego Kościół. Ten bowiem od początku traktował jako sakrament konających — Wiatyk, czyli ostatnią na ziemi Komunię świętą. Kto bowiem jest gotów spotkać się z Jezusem w Komunii świętej na ziemi, jest również przygotowany do spotkania z Nim w wieczności.

Sakrament chorych jest lekarstwem dla dotkniętych słabością ciała, systemu nerwowego, psychiki, a jego działanie jest dwuwymiarowe. Często przywraca ciału siły, a nawet w pełni zdrowie. Bywają wypadki, że zatrzymuje rozwój groźnej choroby i ratuje chorego od śmierci. Wiele tu zależy od wiary przyjmującego sakrament chorych. Cenniejszy jest jednak drugi jego wymiar. On zawsze leczy ducha. Ten zaś umocniony potrafi w sposób twórczy podejść do cierpienia ciała i dni, miesiące, a nawet lata cierpienia potrafi zamienić w ofiarę miłą Bogu i uszczęśliwiającą chorego. Aż dziw bierze, że chorzy wierzący mając do dyspozycji doskonałe Boskie lekarstwo, nie korzystają z niego tak często, jak to tylko możliwe. Z radością należy przyjmować te wszystkie dni, organizowane w ramach rekolekcji czy misji, kiedy do tego sakramentu podchodzą setki osób. Przychodzą jak po lekarstwo i wracają do domów umocnieni dotknięciem samego Jezusa.

Prawo do przyjęcia tego sakramentu daje każda dłuższa choroba, każda decyzja na operację, podeszły wiek i wszystkie poważniejsze wady. Można by zaryzykować twierdzenie, że każdy rencista, o ile otrzymał rentę w oparciu o uczciwe badanie lekarskie, ma prawo przynajmniej raz w roku korzystać z tego sakramentu.

Trzeba możliwie szybko usunąć z opakowania tego Boskiego lekarstwa owo ostrzeżenie zawarte w słowie „ostatnie”. Zostało ono sprytnie przylepione do niego nie po to, by z niego korzystać, ale by od niego odstraszać. Zło ma różne metody przeszkadzania ludziom w korzystaniu z bogactwa Bożej łaski. W tym wypadku zastosowało małe słówko „ostatnie” namaszczenie i skutecznie odpychało ludzi od korzystania z niego.

Chrystus w Kościele pragnie dotknąć przez sakrament namaszczenia chorych każdego człowieka cierpiącego, każdego, który ma udział w bolesnych doświadczeniach. Jednych po to, by uleczyć, innych po to, by dopuścić do współudziału w swoim zbawczym cierpieniu.

Ks. Edward Staniek

 

TYLKO ŚWIĘCI BĘDĄ W NIEBIE!

Co jakiś czas mówię do różnych osób, że "tylko święci będą w niebie". Widzę wtedy zdumione spojrzenia, za którymi kryje się myśl - "W takim razie to nie dla mnie!"; "Jeśli tak to wygląda, że nie mam szans!"

Jednym z największych grzechów zaniedbania jest to, że nie myślimy o niebie. Nie spoglądamy z pełną nadziei radością w przyszłość, oczekując spotkania z Bogiem, który jest naszym Stwórcą. Można nieraz odnieść wrażenie, że do pewnego stopnia traktujemy naszą wiarę jak polisę ubezpieczeniową. Ubezpieczamy się "na życie", ale zasadniczo wolelibyśmy, żeby nie trzeba było z tej polisy korzystać. Liczymy na jakąś formę szczęścia już tutaj, na ziemi, i właściwie tylko tutaj. Co później - "to się zobaczy". Jak bywa z ubezpieczeniami, wolelibyśmy, żeby składka była jak najniższa. Traktujemy zatem udział w niedzielnej Mszy Świętej, odmawiane modlitwy, czy przestrzegane przykazania właśnie jako taką "składkę" i irytujemy się, kiedy nam się wydaje, że jest zbyt wysoka - że każe się nam "płacić" zbyt dużo za coś, czego może wcale nie otrzymamy…

Nie do przyjęcia jest zatem - przy takim sposobie myślenia - kiedy słyszymy, że "składką", jaką należy "zapłacić" jest "wszystko" - całe nasze życie. Tyle, że nie jest to właściwie "składka", tylko wymiana. Bóg wiele razy proponował ludziom wymianę, którą nazywał "Przymierzem". Nie jest to jednak "coś za coś", ale "ktoś za kogoś". Bóg mówił do Narodu Wybranego: "Ja będę waszym Bogiem, a wy będziecie moim ludem". W ofierze Chrystusa, który oddał za mnie życie, otrzymuję ofertę osobistej wymiany - osobistego przymierza. Bóg daje mi całego Siebie - tym właśnie jest niebo. Ja ze swojej strony nie jestem w stanie dać czegokolwiek równie wartościowego - Bóg przewyższa mnie w nieskończony sposób. Dlatego proponuje On coś, co Mu się "nie opłaca". Mówi: "wystarczy, że dasz mi tyle, ile masz" - wystarczy, że wymienimy "wszystko za wszystko".

Świętość to po prostu oddanie wszystkiego Bogu - w pełni zaufania: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem." (Mt 22,37) Jak? Co mam zrobić, żeby to było możliwe? Bo wydaje mi się, że nigdy nie będę w stanie być świętym. Odpowiedź jest jeszcze bardziej zaskakujące: nic nie musisz robić! Wystarczy, że dasz Bogu wolną rękę w swoim życiu i pozwolisz Mu zrobić z tobą co Mu się podoba. A Jemu podoba się zrobić z ciebie świętego!

Prawdziwe jest zatem kolejne zaskakujące stwierdzenie: w niebie będą wszyscy ci, którzy tego chcą! Kiedy się jednak zastanowimy, dociera do nas, że ta prosta recepta jest zarazem niezmiernie trudna - uświadamiamy sobie, że właściwie w głębi serca wcale tego nie chcemy. Dlatego nie szukamy w sobie pragnienia świętości. Świętość to całkowite zaufanie Bogu, zupełne i bezgraniczne powierzenie Mu swego życia, a my nie chcemy Mu zaufać. Za bardzo się przywiązaliśmy do swoich własnych wyobrażeń i planów na swoje życie. Pan Bóg liczy się o tyle, o ile nas "wysłucha" - o ile zrobi to, co my chcemy. Wielu myśli, że cudem jest to, kiedy Bóg spełni wolę człowieka. Prawdziwym cudem jest jednak to, kiedy człowiek spełni wolę Boga. Módlmy się o taki cud dla siebie, bo bez niego nie będziemy święci. A tylko święci będą w niebie.

Mirosław Bożek SJ

źródło: www.deon.pl

 

ZAMYŚLENIA

Popatrz taki wiersz znalazłem:
„Bogu –
istnienie
Cesarzowi –
nicość”.

Cztery słowa, zawierają wszystko. Cesarz to świat. Nasz świat, twój i mój. Świat, który był, który jest i który będzie. I szukamy tamtego świata na fotografiach, czytamy i nim we wspomnieniach.
I nic.
Nie ma go. Ale jak rozgryźć tajemnicę istnienia tamtych chwil?
Po co były kiedy dziś przeminęły bez śladu.
Czy były nieważne?
„Cesarzowi nicość”
A gdyby ofiarować ten świat Bogu.
I chwilę każdą.

* * *
„Nie znam drogi rzeki
Chociaż na mapie
Zaznaczona jest kolorową kreską”

Nie wiem co jest prawdą
A co złudzeniem powiek

„… człowiek żyje w ciągłej niepewności
w niepewności dnia, który ma przyjść”.

Ci z przyszłości wymyślą wszystko lepsze.
Będą drwić z naszych osiągnięć, tak jak my wyśmiewamy się z „osiągnięć” naszych przodków.
Ale w paru rzeczach przodkowie byli lepsi.
Mieli Bacha.
Mieli Mozarta.
Mieli Leonarda da Vinci.
Niezłe Katedry im wyszły.
Umieli malować, budować, komponować, nieźle pisali.
Zaraz, zaraz, to jednak nie byli tacy najgorsi.

Właściwie byli lepsi.

Grzegorz Pieńkowski

 

INFORMACJE

Zapowiedzi przedślubne

  • Agnieszka Gidek, panna z parafii pw. bł. Honorata Koźmińskiego w Będzinie Grodźcu i Kamil Horajski, kawaler z naszej parafii

Zaślubieni

  • Katarzyna i Piotr Sito

Ochrzczeni

  • Pola Anna Sztuka
  • Szymon Krzysztof Laskowski

Zmarli

  • Wiesława Kmiecik

 

ŻYCZENIA

Wszystkim obchodzącym w najbliższym tygodniu imieniny i rocznice urodzin życzymy szczególnego błogosławieństwa Bożego, opieki Matki Bożej, potrzebnych łask i wstawiennictwa św. Patronów

Życzy Redakcja NK

 

Numer konta Parafii:  42 2490 0005 0000 4500 3360 5563

 


Redakcja: Anna Śmigielska, Joanna Stępień, Anna Dudek, Grzegorz Pieńkowski, Ks. Piotr Pilśniak

E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Życzenia, artkuły oraz wiersze można przysyłać pocztą elektroniczną na adres NK.

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzenia korekty nadesłanych tekstów.

"Dziś człowiek tak często nie wie, co nosi w sobie, w głębi swej duszy, swego serca. Jak często jest niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Ogarnia go zwątpienie, które przeradza się w rozpacz"